Kilka dni temu, po wielu latach, pojechałam w polskie Tatry. Kiedyś zastanawiałam się, czy są w ogóle możliwe wyjazdy w góry tak, aby po nich nie chodzić. Było to mocno naiwne, bo okazuje się, że nie jest to wcale takie rzadkie.
Przebywanie w górach i niezdobywanie szczytów jest dość powszechne i coraz bardziej widoczne. Odkryłam to zupełnie przypadkiem, podczas służbowego wyjazdu, kiedy miałam wolne całe popołudnia i mocno ograniczony rozkład dnia. Było zbyt mało czasu, by iść na dłuższy szlak, a zbyt wiele, by nic sensownego z tym czasem nie zrobić. Trafiłam oczywiście w miejsca, które w normalnych warunkach ominęłabym szerokim łukiem, bo zwyczajnie nie lubię tłumów. Introwertyczna natura wyczuwa je od razu. Krótkie wycieczki zamieniły się więc w małe koszmarki, ale ileż ciekawych rzeczy udało się zaobserwować!
Plaża na Gubałówce
Też myślałam, że to żart, kiedy po skończonych zajęciach pakowałam szybko plecak, żeby skorzystać z czasu wolnego. Pomyślałam, że skoro nie mam czasu iść w góry, to chociaż popatrzę sobie na piękną panoramę Tatr. Było to rozsądne, bo gdyby moje obliczenia zawiodły mogłam skorzystać z transportu w górę i/lub w dół. Moje wspomnienie z tego miejsca, nieco rozmyte w pamięci, dawało pewne możliwości relaksu. Nic bardziej mylnego. Kiedy wychodziłam z hotelu usłyszałam, że na Gubałówce jest plaża, ale ponieważ moja grupa współpracowników miała poczucie humoru, uznałam, że to kolejny żart. Niestety to nie był żart. Leżaki na piasku naprawdę tam stały i obsiedli je ludzie, którzy w większości siedzieli tyłem do panoramy Tatr, a przodem do budki z jedzeniem.
Zupa z Polaka
Co można robić w deszczowe i chłodne popołudnie? Termy wydają się idealnym rozwiązaniem. Tym razem ekipa była większa i zaraz po obiedzie staliśmy gotowi na nową przygodę. Podobno tego dnia było dość luźno. Nie wiem, jak jest, kiedy luźno nie jest, ale wiem, że nie chciałabym wtedy tam być. Basenów jest sporo, ale wszystkie przypominają wielkie kotły, w których gotują się ludzie, a para unosi się w chłodnym powietrzu. Jedynym mało obleganym miejscem był basen sportowy, bo w takim basenie oprócz bycia, trzeba pływać.
Hidżaby i burki
Do tej pory, jak pamiętam, to ja odwiedzałam kraje arabskie w zimowe miesiące, aby skorzystać z ciepłego słońca i zdobyć nieco witaminy D. Teraz jednak spostrzegłam, że kraje arabskie zaczęły odwiedzać mnie. Spacerowałam sobie spokojnie Krupówkami… chociaż nie - tonęłam w rzece ludzi, przemieszczającej się po Krupówkach bez wyraźnego celu, byłoby lepszym określeniem. Wiem, że był to kiepski pomysł, ale cóż. Wracając do tematu, kiedy tak szłam, widziałam mnóstwo turystów ze wschodu (szczególnie panie w hidżabach i burkach). Nieco mnie to zdziwiło. Dopiero wieczorem, kiedy zajrzałam do sieci, dostrzegłam, że na temat tej grupy turystów w polskich Tatrach powstało już mnóstwo artykułów. Chyba jednak żyję pod kamieniem, bo nie miałam o tym zielonego pojęcia.
Kolejka na Giewont
Niestety (lub raczej na szczęście) nie chodzi tutaj o nowy wyciąg. Polak, jak już ruszył w góry, to od razu na Giewont, bo najbardziej znany. Nieważne, że jest tyle pięknych miejsc, w których tłumy nie występują. Nieważne, że w klapkach lub sandałach. Ważne, że zdobędzie Giewont i wrzuci do mediów społecznościowych zdjęcie z krzyżem w tle. Przy dobrej pogodzie naprawdę trzeba stać w kolejce, aby wejść na górę. Na szczęście tłum nieco zmniejszają turyści siedzący na dole i mówiący: „po co mam iść, przecież widzę Giewont stąd”. Nadal jest ich zbyt mało, aby rozładować napięcie, ale ten odłam zdobywców szczytów dobrze rokuje.
Na szczęście są jeszcze w Tatrach miejsca nieoblegane przez turystów. Te cztery, które wymieniłam, szczerze odradzam tym, którzy w górach szukają spokoju, wyciszenia i obcowania z naturą. Nie żałuję jednak poczynionych obserwacji.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz