Dlaczego ludzie, młodzi ludzie sięgają po narkotyki? Co jest w narkotykach, że choć są zakazane, wielu ma do nich dostęp i wielu po nie sięga? Czy można żyć bez nich?
Żuromin to niewielkie, spokojne, bezpieczne i zadbane miasto na północnym Mazowszu. Miasto zbudowane i mimo stopniowego wyludniania się, rozbudowujące się wokół Sanktuarium Matki Bożej zwanej tu Żuromińską. Cudowny obraz Matki Bożej jest tu od przeszło 300 lat. Został ukoronowany koronami papieskimi w roku 2000. W mieście jest Liceum Ogólnokształcące, Technikum, dwie podstawówki, Szkoła Specjalna, kilka mniejszych zakładów produkcyjnych, puby i pizzerie. W większości ludzie żyją tu z handlu, a krajobraz wokół miasta usłany jest dużą ilością wiatraków i kurników. Niestety, od długiego już czasu miasto boryka się z falą narkomanii i lekomanii. Liczba zgonów młodych ludzi z powodu przedawkowania rosła/rośnie w galopującym tempie. Już w tym roku odeszło – jeśli się nie mylę – pięć młodych osób. Osób wyciągniętych z piwnicy w czarnych workach, po życiu, z którym nie dali sobie rady, i które zakończyli śmiercionośną dawką.
Kiedy podczas kazania w dniach peregrynacji kopii cudownego obrazu MB Częstochowskiej (2015r.) zwracaliśmy uwagę (mówiliśmy kazanie we dwóch), że dzieje się coś niedobrego w „naszym mieście”, nikt się tym nie przejął. Księża coś powiedzieli, Msza skończona, nikt niczego nie zapamiętał, problem pozostał. Później ludzie mówili, że zgłaszali problem na Policję, ale nic z tego nie wyszło. Wydawało się, że Policja była bezradna. A problem narastał. I choć domniemanego dealera (dealerów) środków odurzających wszyscy wskazywali palcami, to wciąż było i jest za mało. Aż przyjechała telewizja. I to ogólnopolska. Poobserwowali, nagrali spektakl robienia zakupów u domniemanego dealera /telefon, wejście do klatki schodowej, krótka nieobecność, wyjście/. Zrobiło się głośno. Jest sensacja. Ludzie przyszli popatrzeć, bo nieczęsto telewizja zagląda do małych miejscowości. Jedni pomachali do kamery, inni posłuchali, jeszcze inni zaangażowali się bardziej.
Tuż przed programem, sprawa z tzw. marszu, została odebrana żuromińskiej Policji i przekazana do Radomia (choć Radom podobno już tu był i też nic nie zdziałał). Miało stać się coś dobrego. Czy ktoś jednak naprawdę się tym przejął? Na szczęście od programu (niecały miesiąc temu) nikt nie przedawkował i nie umarł. Ale problem zdaje się dalej pozostał. Z pewnością dealer, ktokolwiek to jest, mógł poczuć się zniesławiony. Pewne jest, że ktoś ma coś, co nie jest dozwolone, a co niesie śmierć, tym, którzy szukali czegoś innego niż normalność. I pewne jest też to, że matkom nikt nie odda dzieci (nawet jeśli mają po 30 lat). Zmarli już nie wrócą do swoich rodzin.
W tym smutnym kontekście, powstaje pytanie: jak przekonać młodych, że narkotyk to naprawdę zło? I jak wyegzekwować, by ludzie ludziom nie sprzedawali tego zła? Bo przecież znów ludzie ludziom gotują ten los, za przyzwoleniem tych słabszych, którzy zrobili ten pierwszy krok i nie umieli zawrócić.
A może w naszych stronach, na naszym osiedlu, dzieją się podobne sytuacje, tylko nikt nie chce mówić, nikt nie chce widzieć, nikt nie chce słyszeć?
Prawda jest, że gdy jest się z człowiekiem i jest się człowiekiem wiele można zwyciężyć i nieszczęściom zapobiec. Oby sprawa w Żurominie znalazła szczęśliwy finał. Oby żadne miasto, osiedle, dom, żadna rodzina nie musiała borykać się z narkomanią swoich domowników.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz