Wiosną do moich rąk trafiła bardzo ciekawa książka pt. „Wielcy mistrzowie polskiego kabaretu”. Jej autorem jest bardzo płodny ostatnio i popularny polski pisarz Sławomir Koper.
Obaj, jak się wydaje pochodzimy z generacji, którą pasjonuje najnowsza historia Polski, a także wspólnie uwielbiamy wspomnienia o polskich Kresach, które odeszły już niestety w niebyt. Sławomir Koper jest z wykształcenia historykiem i napisał już 80 książek, które rozeszły się w milionowym nakładzie. Pozycja opowiadająca o historii polskich kabaretów znalazła się na rynku księgarskim za sprawą niezawodnej i sprawnej oficyny FRONDA.
Autor ustawił cezurę czasową książki na koniec PRL. Zgadzam się całkowicie z jego uzasadnieniem tej decyzji. Obaj uważamy bowiem, że kabarety ostatnich trzech dekad wolnej Polski są zupełnie inne od tych, które my pamiętamy i lubiliśmy. Pewnie też zmieniła się nasza optyka. Ja przeszło połowę swego przydługiego już życia (42 lata) spędziłem w PRL. Dlatego bliskie mi są kabarety z tamtego okresu. Prócz tego trudno mi z pozycji mieszkańca powiatowego miasta napisać coś pozytywnego o pozostałych działach kultury, bo ich po prostu nie było. To był smutny i siermiężny czas. W latach 60. i 70. minionego wieku, kiedy to nieco szerzej dostępne były już telewizory, oglądałem w nich sport i właśnie kabarety. Te ostatnie próbowały na wszelkie sposoby przemycić w swych programach subtelnie podaną krytykę ówczesnego systemu. Na przekór władzy i wszechobecnej ostrej cenzurze. W latach stanu wojennego i dekady lat 80. docieraliśmy do nich na różne sposoby. Byliśmy w tamtym czasie zaradnym społeczeństwem i mimo wszelakich przeszkód udawało się nam dotrzeć do zabronionych treści. Nie było to w smak ówczesnej władzy będącej na usługach moskiewskiego imperium zła.
Dość już jednak tych wynurzeń o smutnym odcieniu. Czas wrócić do książki. Liczy ona sobie 384 strony i jest podzielona na osiem obszernych rozdziałów. Nie ma wcale fotografii, ale bardzo udanie zastępują je świetne karykatury gigantów polskiego kabaretu. Jest ich 42, a ponadto 9 afiszów najbardziej popularnych ekip uprawiających tę sztukę. Oprawa miękka ze skrzydełkami jest akuratna. Na przedniej okładce przedstawiających barwną scenę tuzy kabaretowe: Jan Kobuszewski, Jan Pietrzak i Bohdan Smoleń. Na tylnej zaś krótka notka o treści książki. Polecam gorąco Czytelnikom z mojego pokolenia, by z nostalgią i sentymentem przypomnieli sobie trudne, ale też ciekawe czasy. Także naszym dzieciom i wnukom, by wiedziały czym żyło pokolenie ich przodków.
Z tylnej okładki
Kiedy przycisną nas bieda, kryzys i ból istnienia, na przekór wszystkiemu uciekamy w świat żartu i beztroski. Ruszamy do kabaretu, by zobaczyć, jak artyści kpią w żywe oczy z tych, którzy zgotowali nam kłopoty. Jest tam wszystko: piosenka, poezja i pieprzny dowcip. Nie dziwota, „kabaret” to przecież nazwa zestawu naczyń z przyprawami – sól z pieprzem, coś do smaku. Dla każdego coś miłego. Polski kabaret mocno się zmienił przez ponad stulecie swego istnienia. Zaczęło się od krakowskiego Zielonego Balonika, wzorującego się na paryskich scenach Montmartre’u. Z kolei w Polsce międzywojennej kabaret przybrał formę teatrzyku oscylującego między rewią, a klasycznym kabaretem. Podstawą były literackie teksty najwyższej próby, gwiazdorskie aktorstwo i mistrzowska konferansjerka.
Po II wojnie światowej polski kabaret przejął rolę politycznego odgromnika – montowanego zarówno przez niepokornych twórców, jak i przez władze polityczne. Na scenach występowała wtedy śmietanka aktorska, a cięte, złośliwe i pełne aluzji teksty pisali znani autorzy. Po odzyskaniu wolności można było mówić już wszystko i o wszystkich. Część kabareciarzy poszła wówczas do polityki, a inni zmienili branżę. Wyszło też na jaw, że niektórzy znani, lubiani i „niepokorni” dorobili się przed nazwiskiem literek TW…
Treść w tytułach rozdziałów
Jak zawsze staram się obszerne książki przybliżyć w tytułach rozdziałów. Wiele one mówią. Oto zatem one: I - Na początku był balonik całkiem zielony. II – Qui Pro Quo – Słynna „Stara Buda”. III – Król rewii. IV – Piwnica Pod Baranami. V. – Dudek w Dudku. VI – Salon Niezależnych. VII – Od Hybrydy do Egidy. VIII – Laskowik i kabaret Tey, czyli rozśmieszyć Pana Boga.
Od autora
„Życie to kabaret” – śpiewała Liza Minnelli w musicalu „Kabaret”. Wielokrotnie przyznawałem jej rację. Gdyż kabaret zawsze dotyka różnych życiowych spraw, a życie niejednokrotnie zmienia się właśnie w kabaret… Od dawna chciałem napisać książkę poświęconą wyłącznie bohaterom polskich kabaretów, mimo że w moich wcześniejszych publikacjach poruszałem już to zagadnienie. Jest to bowiem prawdziwy temat rzeka, zatem nie obawiałem się, że zabraknie mi materiału. Z pełną świadomością wybrałem jednak jako datę graniczną koniec Polski Ludowej i zniesienie cenzury nad Wisłą, gdyż od tego momentu sztuka kabaretowa uległa całkowitej przemianie. Dzisiejsze kabarety są już zupełnie inne, a ja niekoniecznie jestem ich wielbicielem (z małymi wyjątkami). […]
Zakończenie
Kończąc tę książkę po raz kolejny uzmysłowiłem sobie, że tylko dotknąłem głównego nurtu. Odnoszę wrażenie, iż opisałem dość dokładnie zaledwie wierzchołek góry lodowej. Musiałem bowiem pominąć tak znaczące zjawiska, jak: Elita, Koń, Owca, Wagabunda czy Szpak. Nie mówiąc już o medialnych przedsięwzięciach – Kabarecie Starszych Panów, 60 minutach na godzinę, Kabarecie Olgi Lipińskiej, czy niezapomnianym Studiu 202. Jeżeli zatem niniejsza książka spodoba się Czytelnikom, planuję kontynuację – znajdzie się tam miejsce dla wspomnianych przeze mnie zespołów. I zapewne kilku innych. Osobny rozdział chciałbym poświęcić kabaretom grającym na jawnych scenach podczas niemieckiej okupacji. To bowiem stosunkowo mało znany rozdział naszej historii, a nazywanie kolaborantami tam występujących artystów jest zdecydowanie niesprawiedliwa. Nie zapomnę też o pierwszym warszawskim kabarecie z prawdziwego zdarzenia, czyli Momusie. Jego założycielem był Arnold Szyfman, późniejszy wieloletni szef Teatru Polskiego. I chociaż przedsięwzięcie zakończyło się niepowodzeniem, warto jednak o nim pamiętać. Zatem mam nadzieję, że nie żegnam się ostatecznie z tematyką tejże książki.
Dwa zdania od siebie
UFF! Czytając recenzowaną książkę złapałem nieco dystansu do tych wariacji całkiem realnych dziejących się w Ojczyźnie Naszej, Europie i świecie. Trochę też odpocząłem i się zrelaksowałem. Ciekawe na jak długo?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz