Co my - Europejczycy wiemy o handlu? Pierwsza i podstawowa zasada mówi, iż handel ma na celu osiągnięcie zysku. Nie chodzi nam tylko o to, żeby sprzedać, ale żeby na tym jak najwięcej zarobić. Niejednokrotnie nawet uciekając się do oszustwa.
Pamiętam sytuację, w której będąc na wycieczce szkolnej z dziećmi w jednaj z warszawskich manufaktur, po zajęciach można było zrobić zakupy. Dzieciaki oczywiście rzuciły się na pamiątki, a panie sprzedawczynie przekonywały o walorach towaru: „Prawdziwe rękodzieło!”, „Żadna chińszczyzna” (proszę nie odbierać tego zwrotu przez pryzmat obecnej sytuacji – to tylko cytat), „Ekologiczne materiały”. Moją uwagę przykuła drewniana choinka – była idealna na świąteczny upominek. Pani wychwaliła produkt pod niebiosa i ze szczerym, pełnym sympatii i oddania uśmiechem zapakowała mi go w papier prezentowy. 20 zł za coś tak unikatowego, to przecież przyzwoita cena, prawda? Też tak myślałam, dopóki nie zobaczyłam mojego oryginalnego, niepowtarzalnego, biodegradowalnego prezentu w markecie budowlanym w cenie 8,5 zł. Nawet nie było mi przykro. Powiedzmy.
Ponieważ jestem świeżo po powrocie z urlopu, chciałabym podzielić się refleksją na temat handlu w Egipcie, ponieważ to, czego tam doświadczyłam było dla mnie niezwykle ciekawe. Podstawowa zasada afrykańskiego handlu mówi, że nie chodzi o to, żeby zarobić, ale żeby sprzedać. Niemożliwe? To posłuchajcie trzech opowieści…
Idziesz spokojnie ulicą, dajmy na to, w Luksorze. Wróć – nie idziesz spokojnie, bo jesteś ze wszystkich stron atakowany przez ulicznych handlarzy, którzy sprzedają ci różne osobliwe pamiątki. Myślisz sobie „zignoruję go, to się odczepi”. Błąd! Jeśli go zlekceważysz odbierze to, jako próbę negocjacji ceny. Sam wie, że 10 dolarów za gipsową figurkę udająca onyks, to cena wygórowana. Będzie więc próbował ją opuścić. Tym sposobem, jeśli się skusisz, kupisz coś w takiej cenie, którą sam uznasz za stosowną. Nie przekroczy ona z pewnością 1 dolara. Zasada jest prosta – towar jest wart tyle, ile jesteś gotów za niego zapłacić.
Kolejny przykład… płyniesz statkiem wzdłuż Nilu. Relaksujesz się na górnym pokładzie, leżąc sobie spokojnie na leżaku i delektując się w lutym pełnym słońcem. Nagle zza burty słyszysz dziwne dźwięki i okrzyki. Mimo, że masz urlop i jesteś rozleniwiony – ciekawość bierze nad Tobą górę. Podchodzisz do krawędzi i nie możesz uwierzyć w to, co widzisz. Przy sporym statku wycieczkowym płynie maleńka łódeczka. Na niej dwóch panów i produkty, które sprzedają, czyli m.in. ręczniki. Chociaż Twój mózg jest z Tobą na wakacjach, podejmujesz wysiłek intelektualny i próbujesz ogarnąć sytuację, bo nie możesz tego umiejscowić w żadnych realiach. Wtedy pan z łódki rozpościera swój towar i z góry, z odległości kilku metrów, podziwiasz jego asortyment. Nagle dzieje się coś jeszcze bardziej niemożliwego. Sprzedawca pakuje produkt w folię i rzuca go do góry na statek, żebyś sobie dokładnie obejrzał. Kulka trafia na leżak, więc w tle zaraz padają komentarze, że nawet z dostawą do domu. Bardziej luksusowo się nie da, wszak jesteś na wysokości Luksoru. Nie możesz powstrzymać śmiechu? Najlepsze dopiero przed Tobą. Bo teraz Twój mózg pracuje na pełnych obrotach i zastanawiasz się, jak masz uiścić opłatę, jeśli pod wpływem tego niecodziennego marketingu, zapragniesz po kąpieli otulić się gustownym ręcznikiem z wizerunkiem faraona. Wtedy dostrzegasz, że pan wystawia nogę przez łódkę i próbuje dostać się na pokład, celem pobrania opłaty. Sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli nie tylko turystom, ale również pracownikom statku, którzy postanawiają, w imieniu wypoczywających, pokazać panom z łódki, że jednak, mimo niewątpliwych walorów, ludzie nie są zainteresowani kupnem. W związku z powyższym odrzucają towar z powrotem do właściciela. Wracasz więc na leżak i postanawiasz kontynuować beztroski wypoczynek. Nic bardziej mylnego, ponieważ teraz przyszedł czas na chusty…
I wreszcie trzeci przykład, czyli czarny rynek na Czarnym Lądzie. Kiedy jesteś już po dwóch opisanych wyżej doświadczeniach czujesz się jak afrykański biznesman. Od przewodnika dowiadujesz się, że absolutnie niezbędną pamiątką z Egiptu jest alabastrowy skarabeusz – symbol szczęścia i szczęśliwej miłości. Nastawiasz się na posiadanie przynajmniej kilku egzemplarzy, bo przecież wokół Ciebie są ludzie, którym musisz przywieźć z wakacji coś oryginalnego. Kiedy jednak trafiasz do fabryki alabastrowych skarbów, mina nieco ci rzednie. Okazuje się, że przyzwoity skarabeusz to wydatek rzędu 15 dolarów. Niestety jest to sklep luksusowy i nie masz wielkich możliwości negocjacji. Rozważasz więc, czy jesteś aż tak bardzo nieszczęśliwy, że rzeczywiście musisz posiadać coś, co to szczęście zaklina. Stoisz więc w zadumie na parkingu, kiedy nagle dostrzegasz drobną postać, która próbuje zwabić Cię za autobus. Jesteś w obcym kraju, więc bierzesz kolegów i postanawiasz sprawdzić, o co chodzi. Za autobusem czeka na Was mniej więcej 10-leni chłopak z kieszeniami pełnymi pięknych alabastrowych skarabeuszy. Za 2 dolary sztuka! Wolisz nie wiedzieć, z jakiego źródła pochodzą. Skupiasz się na tym, że Twoje szczęście jest uratowane!
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz