Właśnie teraz przed zbliżającymi się świętami Wielkiejnocy 2020 roku, zdarzyła mi się przygoda, że nie mogę się powściągnąć by nie podzielić się wrażeniami.
Otóż nigdy bym nie pomyślał, że znalezienie w Petersburgu przez dr. Grzegorza Kęsika mapy starego Ciechanowa z połowy XIX wieku - z zaznaczonym biegiem Łydyni - może wywołać w moim życiu doświadczenie aż ciarki po plecach chodzą. Ale stało się.
Otóż przez kilka wieczorów wpatrywałem się we fragmenty planu z rzeką szeroko płynącą kilkoma odnogami, z rozlewiskami i wyspami oraz jednym jeziorem w swym biegu. Gdy potem zasypiałem, śniła mi się Łydynia i ja pośród jej nurtów i rybaków na krypach łowiących ryby i raki. Aż mnie w końcu naszło by pójść nad rzekę i siedząc w alejce na ławce, popatrzeć na jej dzisiejszy wąski nurt i potęsknić za niegdysiejszym krajobrazem wodnym.
Moja wycieczka nad wodę zupełnie przypadkiem wypadła w przedświąteczną pełnię księżyca późnym wieczorem, gdy nad Łydynią i łąkami nagle zaczęła zapadać wiosenna mgiełka. Usiadłem na ławce, chwilę popatrzyłem w narastającą białość i popadłem w drzemkę. Po chwili wybudził mnie donośny głos: – Panie, co pan tak siedzi? Jeszcze pan wilka dostanie! Może pan wstać i popłynąć z nami na połów? – usłyszałem od strony rzeki. Otworzyłem oczy i dostrzegłem jakąś inną Łydynię, taką wielką, a przy brzegu tuż przy mnie krypę rybacką z czterema rybakami. Wstałem, dałem susa i już byłem na łodzi. Usiadłem na końcu, czterowiosłowa krypa ruszyła na łowiska. Meandrując po zakolach i nurtach między wyspami rybacy wybierali żaki i bębenki. Małe ryby wrzucali do beki, a szczupaki i węgorze osobno do dwóch długich skrzyń z dziurami w klapach. W pewnym momencie popłynęliśmy odnogą do wsi Tatary, ale tylko do miejsca gdzie w dno była wbita tyczka z wiechą. – Dalej nie popłyniemy, taka umowa z Tatarami, że my na wodach u nich we wsi nie łowimy, a oni nie łowią w Ciechanowie – wyjaśnił mi szyper rybackiej łodzi. Więc wybrano przed wiechą saki i wereszki, zawrócono na obszernym zakolu i krypa popłynęła na Jezioro Wielkie Królewskie. Tu także opróżniano mieroże i bębenki, a na koniec pod mostem na grobli popłynęliśmy na zakole gdzie dziś jest stadion miejski. Po wybraniu drygawic okazało się, że beka i skrzynie są pełne, więc nie popłynęliśmy dalej na rozlewiska wzdłuż Płońskiej, tylko łódź ruszyła z powrotem pod most i zatrzymała się przy nabrzeżu strażackim nieopodal dzisiejszego Domu Kultury. Tu na rybaków czekała furmanka w dwa konie, na którą sprawnie po balikach przepchnięto bekę i skrzynie. – Panie, oni zaraz pojadą na stację nadać połów na poranny pociąg do Warszawy. Co dwa dni przysyłają nam telegrafy z austerii i resursy przy wiadukcie Pancera, żeby im ryby i raki z Łydyni wysyłać. Oni nie chcą z Wisły, bo Wisła brudna. Odkąd zrobili tam kanalizację, to ciągle do rzeki leją ścieki. Z wychodków też wszystko wywożą do Wisły. Setki beczek i fur z kloak codziennie wywalają do rzeki. Ryby i raki z Wisły śmierdzą. A od nas z Łydyni wszystko pachnie i zdrowe – mówił do mnie szyper. – Panie, u nas nie ma kanalizacji żeby leciała do rzeki. A z wychodków to wywożą do włościan na grunta. Wybierają z dołów co dwa, trzy lata, to już wszystko przegnite, jak masło, można kroić nożem i smarować. Rybom to szkodzi, ale jak włościanie rzucą w grunt, to u marchewków, rzodkiewków i pietruszków, cebulów i kartoflów, smak jak miód do jedzenia – przedstawiał miły rybak ciechanowski.
Gdy furmanka miała odjeżdżać sympatyczny woźnica spytał czy pojadę z nimi zobaczyć jak ładują na wagon bagażowy. Podziękowałem, gdyż jakoś mnie naszło zmęczenie. Gdy zaraz zaczęło jaśnieć i nastawał brzask poranny, znów wsiadłem do łodzi, a mili rybacy odwieźli mnie tam skąd zabrali. Wyraziłem im wdzięczność, a oni powiedzieli, że następnym razem też mogę z nimi popływać, bo tak mi dobrze patrzy z twarzy i nie jestem nachalny. Opuściłem krypę i zmęczony siadłem na ławie przy brzegu. Szybko mnie sen ogarnął. Nagle poczułem potrząsanie za ramię i głosy: – Panie, co pan tak siedzi? Jeszcze pan wilka dostanie! Może pan wstać i pójść? Oprzytomniałem i ujrzałem dwóch sympatycznych strażników oraz przesympatyczną strażniczkę. Wstałem, podziękowałem za troskę i poczłapałem w kierunku auta stojącego na parkingu przy starym młynie Chuny Wajnsztoka. Odruchowo spojrzałem na zegarek: – Kurde – powiedziałem sam do siebie – jest piętnaście po dwudziestej drugiej, jak siadałem na ławce przed wypłynięciem była równo dwudziesta druga. To jak możliwe, ze tam pływałem całą noc do świtu, a tu dopiero minęło piętnaście minut? Kurde! – tak do siebie powiedziałem. Lecz w tej sekundzie naszła mnie refleksja, że są dziwy, które się filozofom nie śniły. Co my tak naprawdę wiemy o świecie i jaka jest prawda naprawdę?
I od razu postanowiłem znowu usiąść na tej samej ławce w pełnię księżyca w maju o dwudziestej drugiej. Może wespół w podróż wybierze się ta przystojna pani, która się do mnie uśmiecha mile. Będzie nastrojowo razem poczekać na ławce i nocą popływać krypą z rybakami. A ja będę miał świadka, który da świadectwo prawdzie, że to nie halucynacje nawiedzonego umysłu, lecz prawda zgodnie z wartościami. (Notabene, ile bajań uznawanych jest u nas za prawdę!).
A poza tym w Ciechanowie all right! Ludzie cieszą się z rozwoju i chwalą pana prezydenta i panią starostę, oraz panią wiceprezydent i pana wicestarostę. Nie szczędzą słów pochwalnych dla prezesów PEC-u i TBS-u oraz pani dyrektor COEK Studio i dyrektora PCKiSz. A także dla pani wójt z Regimina i wójta z Ciechanowa. Przychodzą także mieszkańcy z gminy Opinogóra Górna i tak relacjonują: – Dzwonią do nas ludzie z innych gmin i mówią, jaką wy dobrą macie panią dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury, jak my byśmy chcieli mieć panią dyrektor jak wy macie – słyszymy od mieszkańców. Ciągle również odbieramy głosy z Pohucia, chwalące sołtysa Gumowa i grupę „Miała Baba Koguta”. Ale nie wszystko co słyszymy od ludzi to pochwały. Zasmucają informacje o niektórych samorządowcach i urzędnikach. Notujemy, co dalej – zadecydujemy po świętach na kolegium redakcyjnym.
I to byłoby na tyle w naszym przedświątecznym czytadełku. Alleluja i Ahoj!
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz