Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Ciechanowie od września 2024 r. prowadzi kampanię promującą ideę rodzicielstwa zastępczego na terenie powiatu ciechanowskiego pod nazwą „ZWYCZAJNIE (NAD)ZWYCZAJNI”.
I choć zwykle prowadzeniu kampanii towarzyszą chwytliwe hasła i huczne wydarzenia, to prowadząc ją nie można zapominać o jej kwintesencji, tym co leży u jej podstaw i stanowi jej bezpośredni cel. Trzonem rodzicielstwa zastępczego są ludzie, ludzie którzy podjęli w swoim życiu poważną, odpowiedzialną, czasami również trudną dla nich samych decyzję… kierując się odmiennymi pobudkami. By je poznać chcemy na łamach gazet i portali stworzyć dla nich przestrzeń do podzielenia się ich wspomnieniami, motywami, obawami, ale przede wszystkim radościami czy sukcesami. Niech oni sami i ich prawdziwe historie staną się swoistymi ambasadorami kampanii ZWYCZAJNIE (NAD)ZWYCZAJNI. Nie każda z nich zakończy się „happy endem”, ale być może stanie się inspiracją dla kogoś, kto chciałby uratować czyjś mały świat...
Poniżej przedstawiamy Państwu pierwszą z historii opowiedzianą przez jedną z rodzin zastępczych niezawodowych funkcjonujących na terenie powiatu ciechanowskiego.
Historia Sylwii i Huberta
Mam na imię Sylwia. Moja „przygoda” z pieczą zastępczą zaczęła się gdy miałam 4 lata. Z powodu niewydolności wychowawczej rodziców trafiłam pod opiekę babci, która przez 11 lat była dla mnie rodzinę zastępczą. Babcia zmarła w 1999 roku, a związku z tym, że byłam niepełnoletnia, trafiłam do kolejnej rodziny zastępczej, którą stworzył dla mnie brat mojego taty. Moje dzieciństwo i czas nastoletni nie należały do najłatwiejszych, doświadczyłam wielu strat osób najbliższych – babci, rodziców, brata Marcina. Jestem jednak wdzięczna, że wśród moich bliskich znalazły się osoby, które wzięły za mnie odpowiedzialność, gdy wymagała tego sytuacja. A z tym, jak już sama wiem, bywa różnie...
Mój mąż Hubert wychowywał się w niepełnej rodzinie. Poznaliśmy się na studiach. Pobraliśmy się w 2009 r. W ... urodziła się nam córka. Wspólnie udało nam się stworzyć 3-osobową, szczęśliwą, stabilną rodzinę. Nigdy nie pomyślałabym, że jej historia potoczy się w taki sposób...
Ponad 3 lata temu stanęliśmy przed podjęciem bardzo ważnej decyzji... Wraz z mężem wychowywaliśmy wówczas córkę Maję, która miała 10 lat. Nasze życie i sytuacja w tamtym momencie akurat była stabilna, jak tysięcy rodzin w Polsce, pochłaniały nas codzienne obowiązki, praca zawodowa, cieszyliśmy się czasem spędzanym ze sobą. Od lat jednak obserwowaliśmy i uczestniczyliśmy w życiu mojej siostry, która samotnie wychowywała dwoje dzieci: Julkę (9 lat) i Jasia (1,5 roku). Wynajmowała mieszkanie w Warszawie, radziła sobie tak jak potrafiła ... We wrześniu 2021 r. Beata poważnie zachorowała, długo leżała w szpitalu, nie pracowała, nie miała z czego też opłacać mieszkania. Julka musiała realizować obowiązek szkolny, z powodu niesystematycznego uczęszczania do szkoły słabo radziła sobie z opanowywaniem materiału, miała duże trudności i zaległości. Beata już wtedy wiedziała, że nie poradzi sobie sama. Wiedziała, że w każdej sytuacji może na nas liczyć, poprosiła o pomoc... a dokładnie o to, abyśmy przejęli opiekę nad jej dziećmi...
Sytuacja była kryzysowa, więc i czasu na zastanowienie nie było zbyt wiele... Podjęliśmy decyzję, że zaopiekujemy się dziećmi. Złożyliśmy wniosek do Sądu Rodzinnego, skontaktowaliśmy się z PCPR w Ciechanowie. Instytucja ta była nam znana ze względu na moją wcześniejszą historię życia... Wiedziałam, że możemy liczyć na pomoc w przejściu całej procedury w drodze do zostania rodziną zastępczą dla Julki i Jasia. Udało się... Dzieci zamieszkały u nas...
Pomimo tego, że znaliśmy Julkę i Jasia, bo przecież mieliśmy z nimi stały kontakt, to początki nie były łatwe... Wszyscy musieliśmy przystosować się do nowej sytuacji. Potrzebowaliśmy czasu, aby nauczyć się siebie nawzajem. Jednak z każdym dniem było coraz lżej... Pokochaliśmy i zaakceptowaliśmy obecną sytuację oraz naszą „pełną chatę”. Beata utrzymuje stały kontakt z dziećmi, odwiedza je regularnie, pozostaje z nami w dobrych relacjach. Jej sytuacja nadal jest jednak niestabilna i nie daje szansy na ten moment na przejęcie przez nią opieki nad dziećmi. Moja siostra wie, że dzieci mają u nas dobrze,że kochamy je jak swoje.
Z perspektywy czasu uważamy, że decyzja, którą podjęliśmy była najlepszą z możliwych. Kierowaliśmy się dobrem dzieci. Nie wyobrażamy sobie, aby było inaczej. Uwielbiamy ze sobą spędzać czas. Nasze rodzinne rytuały zapewniają dzieciom poczucie przynależności i bezpieczeństwa. Na nich budujemy pozytywne, zdrowe relacje. Uwielbiamy wspólnie spędzać czas, każdą wolną chwilę spędzamy razem: gramy w gry, wspólnie się bawimy, gotujemy, jeździmy na wycieczki. Do naszego życia znów powróciła stabilizacja. Może codziennych obowiązków jest nieco więcej, ale cieszymy się czasem spędzanym ze sobą.
Nie boimy się stwierdzić, że jesteśmy najszczęśliwszymi rodzicami trójki dzieci.
Wierzymy, że „Najpiękniejsze, co można dać dziecku, to korzenie do wzrostu i skrzydła do lotu”.
SYLWIA i HUBERT B.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz