Zamknij

Akt wierności małżeńskiej w Lesie Bardońskim

11:00, 01.03.2021 IWO GAGUŚ GAWLICA Aktualizacja: 18:04, 02.03.2021
Skomentuj Rafał Kado Rafał Kado

Teraz, w lutym 2028 roku w miesiącu Walentynek, sam los podpowiedział temat z małżeńską wiernością w roli głównego leitmotivu naszego comiesięcznego czytadełka.

Otóż na początku lutego przyszła do naszej redakcji miła ciechanowianka w wieku senioralnym i opowiedziała wzruszającą historię z przeszłości. – Gdy na jesieni 1981 roku poszłam do szpitala w odwiedziny do stryjenki, leżąca obok kobieta w stanie agonalnym poprosiła mnie bym ją wysłuchała. Nie odmówiłam i zaraz usiadłam obok – zaczęła Pani Jola* (nazwisko do wiad. red.).

„Czuję, że dzisiaj umrę, chciałam pani ujawnić moją wielką tajemnicę”, usłyszałam od umierającej pacjentki – tak zaczął płynąć tok wspomnień Pani Joli o tym co usłyszała od kobiety w agonii, która powiedziała dalej: „Pewnego razu pod koniec lat pięćdziesiątych zaprosił mnie do Lasu Bardońskiego znajomy poznany niedawno na zabawie w OSP Ciechanów, gdzie do tańca grała strażacka miejska orkiestra dęta. Pojechaliśmy rowerami, ja wzięłam wino marki „Wino” i herbatniki, a on kocyk w kratkę. Tak się wtedy parami jeździło na Bardonki, wiadomo po co. Gdy już byliśmy w krzakach w środku lasu, nagle usłyszałam głos i poczułam impuls opamiętania, że nie mogę, jestem mężatką, tak nie wolno, przecież to grzech. Włożyłam rękawiczki i powiedziałam temu mężczyźnie że po to, aby nie pobrudzić rąk grzybami. Gdy on zaczął rozkładać kocyk, zaszłam go od tyłu i z torebki wyjęłam młotek, który wzięłam na wszelki wypadek. Jak się schylił by wyrównać rogi, z całej siły uderzyłam go młotkiem w potylicę. Natychmiast osunął się na ziemię i zaczął rzęzić, a ja zaczęłam walić węższą stroną młotka w tył jego głowy. Uderzyłam chyba kilkadziesiąt razy. Zmęczona wstałam, złapałam oddech i kopnęłam go kilka razy w brzuch, nawet nie jęknął. Dla relaksu odeszłam kawałek i wtedy zobaczyłam zarośnięte zielenią resztki kamiennych fundamentów, jak się później dowiedziałam były to fragmenty starej karczmy leśnej, zburzonej w czasie wojen napoleońskich. Wydłubałam bez trudu duży kamień, przeniosłam do leżącego pana, podniosłam ile mogłam do góry i z całą siłą rzuciłam mu na głowę. Wtedy pękła czaszka, trysnął strumień krwi, a mózg wylał się na trawę. Aż się zdziwiłam, że w głowie może być tyle galarety”, tak usłyszałam od kobiety leżącej na łożu śmierci – wspominała miła Czytelniczka, która postanowiła podzielić się z naszą redakcją tajemnicą z przeszłości.

A oto co następnie usłyszeliśmy od Pani Joli: – Po krótkiej przerwie pacjentka mówiła mi w dalszym ciągu: „Nie miałam wątpliwości, że tak powinnam postąpić. Jestem kobietą moralną, przysięgałam mężowi w kościele miłość i wierność małżeńską, a ten gość chciał na mnie pofolgować sobie, a ja od tamtej pory musiałabym chodzić z piętnem grzechu. A w ogóle też muszę przyznać, że jak go tłukłam, to widziałam w nim mojego męża, który nie był dobrym człowiekiem. Odciągał dzieci od kościoła. Zamiast w niedzielę chodzić z dziećmi na mszę dla młodzieży, to prowadzał dzieci na poranki filmowe do Kina „Nysa” albo na zawody sportowe na miejski stadion, jakby sport był jakiś ważny. Ale mu przysięgałam wierność i pierwszy lepszy miglans nie będzie sobie na mnie folgował. Trupa wraz z rowerem w następnym roku przypadkiem znalazły grzybiarki z Ojrzenia. Zostały tylko kości, bo całe mięso obgryzły lisy i wilki. Ci co wkładali do trumny śmieli się żeby rozkręcić rower i włożyć w kawałkach do trumny, bo same kości będą za lekkie na normalną trumnę. A miałam też inne sprawki, trułam sąsiadom psy i utopiłam żywcem kota w studni. I poszłam na zastrzyk bez kolejki”.

Gdy tylko padły te ostatnie słowa, aż się zatrzęsłam z oburzenia – wspominała Pani Jola. – Jak ona mogła na zastrzyk bez kolejki?, zahuczało mi w głowie. Wstałam bez słowa, nawet nie spojrzałam w jej stronę, pożegnałam się ze stryjenką i opuściłam szpitalną salę. Gdy szłam w kierunku wyjścia cały czas jak echo tętniło w moich nerwach: Żeby na zastrzyk bez kolejki? Jak mogła! Jeszcze po wyjściu na ulicy Sienkiewicza słyszałam w środku głowy: Jak mogła? Bez kolejki na zastrzyk! Gdy następnego dnia poszłam do stryjenki tej kobiety już nie było. Umarła przed północą i wynieśli ją do kostnicy – mówiła do zespołu redakcyjnego sympatyczna mieszkanka Bloków.

– W tamtym czasie nie było łatwo, więc to co usłyszałam jakoś zeszło mi na margines uwagi. Coraz więcej strajkowali, nic nie robili. Nawet jedzenia do sklepów nie chciało im się wozić, że na półkach był tylko ocet. A jak po grudniu się uspokoiło i było normalniej, zajęłam się zrobieniem matury i wyszłam za mąż. Na świat przyszły dzieci, dostaliśmy mieszkanie, kupiliśmy samochód, postawiliśmy domek letniskowy i cały czas szło na lepsze. Ale jak znowu zrobili zamęt to zlikwidowali mój zakład pracy i cały świat mi się zawalił. Ostatecznie zapomniałam o tym co usłyszałam w szpitalu – nie kryła Czytelniczka faktów ze swego życia.

– Teraz jestem emerytką, dzieci od dawna na emigracji na Zachodzie. Często chodzę na spotkania artystyczne do Domu Kultury oraz Biblioteki. To mnie wygładza nerwowo. I właśnie teraz poczułam, że muszę opowiedzieć co wiem o tamtej tragedii z chęci dotrzymania wierności małżeńskiej. Więc do was przyszłam i wszystko opowiedziałam – zakończyła Czytelniczka, której przed dziesięcioleciami zwierzyła się kobieta wierna wartościom małżeńskim.

Cóż zrobić z takim depozytem pamięci. Nie będziemy o nim pisać, to było tak dawno. Co komu dzisiaj z rozdrapywania zabliźnionych ran.

A poza tym w Ciechanowie wszystko O.K. Ludzie chwalą władze miejskie i powiatowe za rozwój miasta i powiatu. Powszechnie mieszkańcy ziemi ciechanowskiej cieszą się z budowy kanalizacji w Grzybowie w gminie Regimin. – To naprawdę wspaniale, że w Grzybowie będzie kanalizacja – powiedziały pani Wandzia i pani Danusia, przypadkowo spotkane przez naszego redaktora na Strażackiej koło rzeki.

A szczególnie ciepło mieszkańcy chwalą Pana Prezesa TBS Sp. z o.o. za rozwiązanie problemów z ciepłą wodą w bloku przy ulicy Andersena.

Tyle w lutowym czytadełku. Do następnego razu. Szalom i Alleluja!

Fot. Rafał Kado

(IWO GAGUŚ GAWLICA)

Pochodzi z okresu powojennego. Pamięta wiele premier „Kabaretu Starszych Panów” i pierwszych wydań „Kabaretu Olgi Lipińskiej”. Podziwia dzisiejsze kabarety publiczne na ciechanowszczyźnie z licznym udziałem postaci kabaretowych z miasta i powiatu naszego. Poprawny politycznie – zwolennik The Beatles, YouToube, Wikipedii oraz Portalu PULSU CIECHANOWA.

Iwo Gawlica

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%