Zamknij

O zbrodni, karze i przeznaczeniu

12:00, 12.06.2020 Waldemar Nicman Aktualizacja: 00:40, 13.06.2020
Skomentuj

Piszę recenzje książek pojawiających się na rynku czytelniczym już od dobrych kilku lat. Z reguły o pozycjach poważnych, poruszających tematy trudne i ważkie: historyczne, wojenne, tyczące martyrologii całych narodów - zwłaszcza zaś polskiego, opowiadające o wielkich, epokowych wydarzeniach oraz odważnych i charyzmatycznych ludziach. Tym razem, na „pandemiczną koronawirusową labę” proponuję pozycję zdecydowanie inną.

Przychodzi mi się zmierzyć z czarną komedią mówiącą o zbrodni, karze i bezlitosnym przeznaczeniu. Narrator książki „Rysio Snajper” – Rudy Waltz zyskał sobie przypadkowo, aczkolwiek bez żadnej premedytacji tenże pseudonim po tym, jak w wieku zaledwie lat dwunastu niefortunnie zastrzelił z karabinu brzemienną kobietę. To dramatyczne i zarazem traumatyczne wydarzenie na zawsze już definiuje i obciąża ogromnym balastem życie bohatera, które z tego też powodu staje się niekończącym się nigdy pasmem różnego kalibru nieszczęść. „Rysio Snajper” to typowo po Vonnegutowsku zabawne w pewnej mierze, ale też przejmujące satyryczne spojrzenie na śmierć i niewinność. Wśród wielu przerażających zdarzeń są: podwójne morderstwo, niebezpieczne dawki promieniowania, urwane głowy czy ogromne zniszczenia miasta przez bombę neutronową. I choć w pewnym momencie bohater próbuje odwrócić swój fatalny los pisząc sztukę „Katmandu” to kończy się to fiaskiem.

Tytułowa postać zabiera czytelników na zwariowane poszukiwanie przebaczenia i szczęścia. Powieść została opublikowana po raz pierwszy w 1982 roku. Znakomity pisarz Kurt Vonnegut żyjący w latach 1922 – 2007 jest niekwestionowanym mistrzem literatury stricte amerykańskiej. Jego czarny z reguły humor, satyryczna wena i niezrównana, olbrzymia wyobraźnia po raz pierwszy zwróciły uwagę czytelników w „Syrenach z Tytana” wydanych w 1959 roku, a pozycję „prawdziwego artysty” potwierdziła zdecydowanie „Kocia kołyska” z roku 1963. Ponadto był on autorem takich pozycji jak: „Recydywista”, „Matka noc” czy „Rzeźnia numer pięć”. W „Rysiu Snajperze” pisarz powraca do Midland City i kilku bohaterów, znanych czytelnikom z jego innej książki, a mianowicie „Śniadania mistrzów”.

Powieść o nieszczęśliwym Rysiu pojawiła się na rynku księgarskim dzięki inwencji i staraniom czołowego polskiego wydawnictwa ZYSK I SK-A. Jak wszystkie wcześniejsze tegoż autora, tudzież tejże firmy, jest wydana bardzo starannie i z klasą. Twarda oprawa podwyższa niewątpliwie jej wyśmienitą jakość. Okładka jak zwykle oszczędna, ale sugestywna, sugerująca natychmiastowe uruchomienie czytelniczej wyobraźni. Książka sobie 312 stron, ale stosunkowo duża czcionka powoduje, że czyta się bardzo szybko. Przeczytałem ją w trzy godziny. Jak większość pozycji tego autora nie zawiera zdjęć. Trudno bowiem sfotografować myśli twórcy. Musi nam zatem wystarczyć sama wyobraźnia, którą w tym przypadku bardzo łatwo uruchomić.

Cena detaliczna 45 złotych jest zdecydowanie przystępną. Polecam gorąco przede wszystkim miłośnikom twórczości Kurta Vonneguta, jak też literatury amerykańskiej, która ma swoją specyfikę zabarwioną wysokiej jakości komediową satyrą, traktującą jednakowoż równocześnie o sprawach poważnych. Jestem przekonany, że powinni się nią też zainteresować wszyscy lubiący czytać. Czas pandemii wyjątkowo temu sprzyja i jest to zapewne jeden z nielicznych plusów zaistniałej sytuacji…

Ze wstępu autora nieco

Na Środkowym Zachodzie w czasie mej młodości „Deadeye Dick” było określeniem wyrażającym uznanie dla kogoś kto po mistrzowsku posługuje się bronią palną. W wolnym przekładzie brzmi to „Rysio Snajper”. Przezwisko to jest więc czymś w rodzaju odpowiednika ryby płucodysznej. Ona bowiem także narodziła się w oceanie, ale przystosowała do życia na lądzie. (…) Jest też w tej książce kilkanaście przypisów kulinarnych – mają one służyć jako interludia dla gruczołów ślinowych. Zastrzegam jednak, że majstrowałem nieco przy oryginałach – nie radzę więc w żadnym przypadku posługiwać się tą powieścią jako… książką kucharską! (…) Jest w tej książce prawdziwy hotel: Grand Hotel Oloffson w Port au Prince na Haiti. Uwielbiamy go wraz z moją ukochaną żoną Jill Krementz. Przebywaliśmy tamże onegdaj w tak zwanej Chacie Jamesa Jonesa, którą zbudowano jako salę operacyjną w czasach, gdy tenże hotel był kwaterą główną brygady piechoty morskiej Stanów Zjednoczonych, która wówczas, w latach 1915 – 1934 okupowała Haiti, żeby chronić zbrojnie amerykańskie interesy w tym rejonie świata. Tę skromną budkę drewnianą obito później na zewnątrz fantazyjnymi, wyciętymi laubzegą tandetnymi ozdóbkami; podobnie przystrojono pozostałą część hotelu. (…) Występuje w tej książce czterech prawdziwych malarzy. Jeden współcześnie mi żyjący i trzech zmarłych. Ten pierwszy to mój przyjaciel z Athens w stanie Ohio, Clif Mc Carthy. Tymi zaś, którzy odeszli są: John Rettia, Frank Durenec i… Adolf Hitler (sic!), którego najlepszym obrazem był „Kościół minorytów” w Wiedniu. (…) Haiti symbolizuje tu Nowy York, gdzie teraz mieszkam. Wykastrowany farmaceuta, który snuje tę opowieść symbolizuje mój zanikający popęd płciowy w chwili kiedy kłaniają się moje sześćdziesiąte urodziny. Zbrodnia popełniona przez tegoż aptekarza w dzieciństwie jest symbolem zła, jakie wyrządziłem. (…) Książka ta jest całkowicie wytworem fantazji i nie powinna służyć jako podręcznik historii. Twierdzę w niej, na przykład, że ambasadorem USA w Austro-Węgrzech był przed wybuchem pierwszej wojny światowej – Henry Clowes z Ohio. W rzeczy samej był nim Frederic Courtland Penfield z Connecticut. Twierdzę także, że bomba neutronowa to coś w rodzaju czarodziejskiej różdżki, która wszakże zabija ludzi w mgnieniu oka, lecz zostawia ich dobytek nietknięty. To urojona teoria zapożyczona od entuzjastów trzeciej wojny światowej. Prawdziwa bomba neutronowa zdetonowana na gęsto zaludnionym obszarze spowodowałaby znacznie więcej cierpień i zniszczeń niż opisuję. (…)

Pokój niech będzie z wami.

Kurt Vonnegut

Trzy krótkie notki prasowe o książce

„USA Today”: Strzał w dziesiątkę… Smutna celebracja częstej niestety przypadkowości życia traktująca z kapryśną fantazją zarówno prywatne, jak i społeczne katastrofy.

„Playboy”: Bardzo poruszająca powieść… Vonnegut z rozkosznym cynizmem operujący swym charakterystycznym stylem i brzydkie kaczątko kontynuujące łagodny łabędzi śpiew naszego nieokrzesanego społeczeństwa.

„Worcester Sunday Telegram”: Wspaniała i niekonwencjonalna powieść… Każdy fan twórczości tegoż amerykańskiego na wskroś pisarza musi ją koniecznie przeczytać.

I chyba wystarczy tych peanów pochwalnych, bo powieść się sama obroni. A teraz niech Szanowni Czytelnicy popędzą do księgarni aby ją zakupić, a następnie na jednym tchu przeczytać.

(Waldemar Nicman)

Legendarny przywódca ciechanowskiej „Solidarności”. Odznaczany przez Prezydenta RP i Prezesa Rady Ministrów – m.in. Krzyżem Wolności i Solidarności. Odznaczony Medalem „Za Zasługi dla Ciechanowa”. Od 30 lat współpracownik mediów lokalnych i regionalnych. Związany z PULSEM Ciechanowa od pierwszego numeru. Pasjami czyta książki – nawet po kilka tygodniowo.

Waldemar Nicman

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%